Najtrudniejszym okresem w egzystencji dawnego chłopstwa był tzw. przednówek. To czas przy końcu zimy, gdy wyczerpują się zapasy pożywienia z poprzedniego roku a wiosenny okres wegetacyjny jeszcze się nie zaczął, co zmuszało jeszcze bardziej do ograniczania posiłków i wrzucanie do diety chwastów i innych, mało wartościowych produktów. Dlaczego o tym piszę? Bo widzę pewną analogię do mojego postrzegania tej pory, czyli swoistą biedę nieatrakcyjnego wycieczkowo czasu. Śnieg ładnie wygląda na obrazkach, ale brnięcie po nim, szczególnie, gdy nie jest udeptany, do dla mnie mordęga. Czekam zatem głodny z utęsknieniem na wiosnę, ale żeby nie siedzieć bezczynnie, bo jednak ciągnie w plener, szukam miejsc o większym potencjale bezśnieżnym a te, co oczywiste, znajdują się niżej. Są pewne tereny, które traktowałem dotąd po macoszemu, bo jednak właściwe Sudety bardziej mnie absorbują, ale trzeba czasem wyjść ze strefy komfortu. Chodzi mi o Przedgórze Sudeckie. I oto narodziła się myśl, by na przednówku zajrzeć w niższe rejony a konkretnie we Wzgórza Niemczańsko-Strzelińskie. Zaczynam tedy operację "wzgórza" i przez kilka następnych wycieczek mam zamiar poznawać te nieznane mi obszary. Na pierwszy ogień idą Wzgórza Bielawskie.
Zaczynam w Bielawie, przy pięknej, słonecznej pogodzie, w okolicy ogródków działkowych.
Trafiłem tutaj, ponieważ nad ogródkami znajduje się pierwsze wzniesienie, które chciałem poznać. To Studnik (374 m n.p.m.), ale bardziej znany lokalnie jako Góra Maślana, gdyż dawna jej nazwa brzmiała Butter Berg. Niedaleko szczytu znajduje się zbiornik wodny, zbudowany w latach 20-tych XX wieku, zasilający dawniej bielawskie zakłady tekstylne, obecnie jest to miejsce ujęcia wody powierzchniowej. Teren jest zagrodzony, więc zerkam tylko przez płot.

Idę wzdłuż ogrodzenia z nadzieją na jakieś przejście pozwalające dostać się na szczyt. Niestety płot wydaje się nie mieć końca a chaszcze są coraz gęstsze, aż wreszcie niemożliwe do sforsowania. Zatem na wierchu mnie nie będzie, od tej strony nie wlezę.
Uderzam więc na kolejną, sąsiednią górkę, zwaną Poganka (390 m n.p.m. daw. Heide Berg), albo Góra Maciek. Alejka, poprzez ogródki, doprowadza na jej wierzchołek. W tle Góry Sowie.
I zachodni widok na Góry Sowie, z siodełka między Studnikiem a Poganką. Są tam mniej popularne szczyty, jak Wilczyna czy Wrona.
Najpierw jednak wierzchołek Poganki. Spodziewałem się czegoś więcej w tym miejscu a tu tylko gąszcz, na szczęście jeszcze bezlistny. Nie bardzo miałem ochotę połazić po okolicy w poszukiwaniu jakichś śladów przeszłości, właśnie ze względu na te zarośla. Nawet ścieżki tu nie ma. Żadnej tabliczki też nie dostrzegłem, więc chyba to wzniesienie nie jest celem gremialnych wypadów.
Te dwie górki na początku, to było swoiste preludium, teraz czas na większe wzgórza. Skrajem ogródków przedostałem się pod Panka, czyli Górę Parkową (daw. Herrlein Berg - 454 m n.p.m.). U podnóża wita mnie Biała Skałka, odsłonięcie będące skutkiem dawnej eksploatacji kamienia. Na szczycie widoczna jest barierka, czyżby więc był tam punkt widokowy?
Oczywiście. Jest okienko na kawałek Bielawy i sowiogórskie wierchy. Są tam m.in. Popielak, Kalenica, Słoneczna, Rymarz i Kopista.
Podejście wraz z żółtym szlakiem na szczyt nie jest długie, choć dość strome, ale w takich okolicznościach jest to nawet przyjemne.
I oto jest. Wierzchołek a na nim dziewięciometrowej wysokości metalowa konstrukcja, wzniesiona w 1925 roku, aby cieszyć oko okolicznymi krajobrazami.
Gdyby jakiegoś Bielawianina zapytać, gdzie znajduje się góra Panek, raczej zrobiłby wielkie oczy i wzruszył ramionami, bo u miejscowych funkcjonuje nazwa Góra Parkowa, można spotkać się także z Holimberkiem a nawet Górą Krasnoludów. Panek brzmi obco, choć to akurat urzędowa nazwa, przetłumaczona zresztą z niemieckiego.
Górna platforma widokowa znajduje się na wysokości czubków drzew, co niestety utrudnia radosne ogarnianie okolicy w niektórych kierunkach. Najlepiej jest na północ i zachód; spory kawałek Bielawy, dalej widać Dzierżoniów a na horyzoncie Masyw Ślęży ze Wzgórzami Kiełczyńskimi.
Jezioro Bielawskie, znane też jako Zbiornik Sudety, ciekawe miejsce rekreacyjne. W tle naturalnie Góry Sowie a w nich m.in. Błyszcz, Góra Marii, Kokot, Zameczna.
Z góry żółty szlak schodzi południowym stokiem, przy którym można spotkać niewielkie skały a także jedną większą: Skałę Schenka. Schenkowie, była to rodzina właścicieli ziemskich, do której należały również tereny na, i wokół tej góry. Rodzina ta udostępniła szerszej społeczności ten obszar do celów rekreacyjnych, za co została uhonorowana specjalnym członkostwem w Towarzystwie Sowiogórskim. Na szczycie skały widać wykutą niszę, być może po jakiejś pamiątkowej tablicy.
Z drugiej strony skała wygląda bardziej okazale i widać na niej wykute nazwiska: F. (Fritz) Schenk i Georg Schenk.
Ciągle schodząc z Panka, mijam jakieś resztki budowli. Kiedyś stało tu schronisko Herrleinbergbaude a to, co tu widać, to prawdopodobnie pozostałość po szambie.
Siodełko między wzgórzami to trochę więcej przestrzeni. Tu szlak wiedzie podnóżem tych dwóch wzniesień; Kopki i Długini. I nawet pomyślałem sobie, że jak będzie jakaś dogodna dróżka na któryś szczyt, to wejdę, ale nic na siłę, bo zrobiłem wcześniej internetowe rozpoznanie wierchów i dowiedziałem się, że ich oferta jest niezbyt mocna. No ale nie było tam dobrej dróżki, więc nie ma tematu.
Jakże odmiennie wyglądają te pagórki leśne i te bezdrzewne, od tych wysokich, górskich szczytów. Jakoś tak przytulniej, mniej surowo.
Nad Myśliszowem, tuż pod Pagórem, znów jest kawałek przestworzy, a że kierunek jest północno-wschodni, to nie ma wielkich gór na horyzoncie (no, może poza Ślężą) a są łagodne wzniesienia.
Korzystając z bliskości Pagóra ( 450 m n.p.m. - daw. Ungar Berg, Węgrzyn) tym razem postanowiłem się ten niewielki kawałek wdrapać po liściastej wykładzinie. Na miejscu, nie bez zdziwienia, przekonałem się, że górka ma dwa wierzchołki, czego mapa w aplikacji nie pokazuje. Na obydwu są skałki, więc jest fajnie i warto było.
Zanim wejdę na następne wzgórze, podchodzę do punktu widokowego zaznaczonego w mapie. Platforma widokowa "Pod Wroną" to skromna konstrukcja, ale w ciekawym miejscu.
Za płaskością - krągłości, czyli Góry Sowie, najbliższe sudeckie pasmo. Ten grzbiet już kilkakrotnie, z różnych miejsc, obserwowałem podczas tej wycieczki. Ładne to.
Niestety nie wziąłem aparatu z większym zoomem i zdjęcia robiłem smartfonem, więc zbliżenia są, jakie są. Ledwo udało mi się wydłubać Jodłownik.
Czas na kolejny wierzchołek, do którego jest kilka minut drogi. Na Wroniawie byłem latem 2012 roku i wtedy to była jeszcze Wrona. Skałki na szczycie to charakterystyczny element tutejszej scenografii.
Nie ma niestety tabliczki a kiedyś na pewno była przymocowana do drzewa. Wroniawa (daw.Krähen Berg - 458 m n.p.m.) to urzędowa nazwa tego wzgórza, które uznawane było za najwyższe we Wzgórzach Bielawskich i w ogóle całych Niemczańsko-Strzelińskich. Obecnie wiadomo, ze palmę pierwszeństwa dzierży Działynia.
Przed samym Myśliszowem, kawałek od drogi, znajduje się kolejna platforma widokowa, choć wobec tej konstrukcji, wydaje się to zbyt huczne określenie.
Wzgórza Kiełczyńskie i Masyw Ślęży nad Myśliszowem, Bielawą i Dzierżoniowem, to główne zdobycze wzrokowe z tej galeryjki o nazwie "Niebiańskie Widoki".
Myśliszów jest kolonią Ostroszowic, gdzie ciągle przybywa chałup, bo to pięknie położone miejsce na północnych stokach kilku wzgórz. Przechodzę kawałek przezeń i wrażenia mam pozytywne.
Mam w planie jeszcze jeden pagórek, który jest łatwo rozpoznawalny w terenie, ze względu na obiekt na nim stojący.
Krzyż Milenijny ustawiono tu w 2000 roku, jak to w tamtym czasie było dość powszechne w wielu polskich miastach i gminach. Niestety współcześnie nie przywiązuje się uwagi do formy, jak to bywało dawniej, dlatego zamiast jakiegoś przyjemnego dla oka dzieła, stoi tutaj betonowy kloc. A od czasu jego postawienia, wzniesienie nazywane jest Wzgórzem Pojednania (386 m n.p.m. - daw. Hügel).
Samo miejsce jest bardzo przyjemne, są ławeczki, krzewy i przede wszystkim ładne widoczki. A to w stronę ślężańskiego masywu...
... a to w kierunku Bielawy. To takie miejsce z typu tych z amerykańskich filmów, gdzie jakaś para jedzie samochodem na wzgórze nad miastem, skąd podziwiają zachód słońca a po zmierzchu rozświetlone domy i ulice. Tylko tutaj można co najwyżej dostać się na rowerze.
Schodząc już do Bielawy jeszcze rozglądam się i próbuję wyłapywać coś ciekawego z okolicy, jak np. wzgórze Kłobucznik, dobry punkt widokowy.
Trafiam jeszcze nad staw "Cegielnia", na którym pozostaje ciągle zimowa warstwa lodu, ale nie byłoby rozsądnym próbować po nim chodzić.
Wkraczam do miasta i od razu kostka. To już prawie kres tej pogodnej wycieczki, choć jeszcze kawałek przejdę peryferiami.
Bo północny stok Panka jest bezdrzewny i jednocześnie blisko miasta, zatem przy słonecznej aurze utrwalam ten piękny obraz na pożegnanie.
I to tyle na raz, ale będzie jeszcze druga wyprawa po Wzgórzach Bielawskich, bo przecież trzeba zaliczyć ich najwyższy punkt.