niedziela, 17 marca 2024

SOWIE ŁAWKI

 


    Mimo że kalendarzowo i astronomicznie jeszcze zima, to pogodowo z pewnością wiosna jak się patrzy, taka wczesna, nie za zielona. Prawie idealne warunki na górską wycieczkę, zatem trzeba korzystać. O Sowich Ławkach coś tam kiedyś słyszałem, ale dopiero po lekturze wpisu Skadi na Grani, napaliłem się na taką wyprawę, na dobry początek sezonu.
    Sowie Ławki to grupa ośmiu ciekawych miejsc widokowych rozrzuconych na stokach wokół Ludwikowic Kłodzkich. Ich wspólnym mianownikiem są miejsca siedzące, ergo ławki, sklecone z podręcznych materiałów oraz różnego rodzaju sowie akcenty. Usytuowane są tak, że można je obejść dosyć sprawnie, tylko trzeba być czujnym, bo oznaczenie trasy nie jest jakoś szczególnie wyraziste. Chcąc zachować kolejność zdobywania, zaczynam od ławki nr 1 i aby tam dotrzeć, ruszam do kamiennego tunelu pod linią kolejową, drogą  prowadzącą do Sokolca.

    Zaraz za nim skręcam w dróżkę idącą wzdłuż torów, ale zasłoniętych nieco jeszcze bezlistną, lecz zwartą roślinnością. Korzystając z dogodnego położenia, wychwytuję górki po drugiej stronie Doliny Włodzicy. Jest zatem Włodzicka Góra i wieża na niej.

    Jest bliższy Sławosz, zwany również Dziewięciornikiem, ze względu na dawną niemiecką nazwę Neunheiten Berg.

    Tory można zobaczyć dzięki pomostowi nad nimi a czasem, przy odrobinie szczęścia - pociąg. Jest to część pięknej linii z Wałbrzycha do Kłodzka.

    Wzdłuż torów jednak długo iść nie można, bo jak ma być widokowo, to musi być pod górę. Zaczynam więc podejście na stok, na którym jest pierwsza ławka. Najpierw jednak napotykam arbuza. Jest to element Szlaku Drewnianych Arbuzów, także lokalnej wędrownej atrakcji, ale tym się zajmował nie będę.

    Trawersując stok dotarłem wreszcie do pierwszej ławki, za którą widnieje drewniany drogowskaz z napisem start, innymi słowy tu zaczyna się zabawa.

    Różnych akcentów, uprzytulniających miejsce, jest tu sporo, mnie najbardziej zafascynował ławkowskaz, kierujący na poszczególne ławki.

    No i oczywiście widoki. Jak głosi informacja na ozdobnym drewienku w kształcie sowy, znajduję się na wysokości 550 m n.p.m. a widoczne stąd jest przeciwległe zbocze doliny i grzbiet Wzgórz Włodzickich.

    Z 550 muszę wyleźć na 678. Najpierw lasem, potem łąkami, które na tej wysokości są czymś wspaniałym i przez dłuższy czas będę nimi przemierzał okolicę upajając się krajobrazem.

    Skrajem łąki podchodzę coraz wyżej i chociaż chłodny i silny wiatr studzi żywiołowo rozgrzane wysiłkiem ciało, to szczęśliwie słońce stara się niwelować tę niedogodność. A sowie motywy towarzyszą dyskretnie wędrówce, ukazując się nad głową.

    Jeszcze nie doszedłem do drugiej ławki a widoki już są wyśmienite. Poprzez dolinę z przysiółkiem Grzymków rozpościera się szeroki krajobraz na bliskie i dalsze Sudety. Są dostrzegalne Złote; Borówkowa, Jawornik Wielki, także Bardzkie z Ostrą Góra, Szeroką i Kłodzka Górą a nawet Šerák i Keprník reprezentujące Hrubý Jeseník. Należy oczywiście wspomnieć też o Śnieżniku a w centralnym punkcie pręży się Przykrzec.

    I oto ławka nr 2. Jest też dziupla, jest skrzyneczka z pieczątką, jest szyldzik.

    Z tej ławki widok podobny jak poniżej z łąki, w tym przypadku ukierunkowany wprost na Śnieżnik.

    W przeciwnym kierunku główny grzbiet Gór Sowich; Rymarz, Słoneczna, Kalenica, Żmij, Popielak.

    Ruszam w dalszą drogę tutejszą połoniną i napawam się pejzażem po obu stronach Wzgórz Wyrębińskich. Jest bogato. Na północy widać Porąb zwany także Gontową oraz Sokoła, Małą Sowę i Sokolicę.

    Długi wierzchołek Grabiny z Koziołkami.

    Dostrzegalna jest Wielka Sowa z masztem i wieżą widokową.

    Co ciekawe, dojrzeć można również Schronisko Górskie "Orzeł" na południowym stoku Sokolicy.

    A ta chałupa na stoku Rymarza, przy górnej stacji wyciągu, to już zupełnie kosmos. Widoki stamtąd ktoś musi mieć obłędne. Codziennie. Tylko do sklepu daleko.

    I szeroka panorama na południe z wierchu połoniny.

    Robiąc rogala powoli zacznę schodzenie z powrotem w dolinę, lecz najpierw jeszcze górka do odwiedzenia, zalesiona Niedrzwica.

    Bo na wschodnim stoku tegoż wzniesienia znajduje się ławka nr 3 na wysokości 682 m n.p.m. I to jest dobre miejsce na siedzisko.

    Głównym bohaterem krajobrazu jest Włodyka na tle innych sowiogórskich garbów, m.in. Malinowej i Gołębiej.

    Sam wierzchołek jest bardzo blisko, kilkanaście kroków od ławki, ale z niego już nie da się nic zobaczyć, poza okolicznymi drzewami. Niedrzwica to oficjalna, urzędowa nazwa, natomiast stosuje się jeszcze nazwę Gruntowa (daw. Grund Berg).

    Schodząc już łąkami, moją uwagę przykuł jeden z wierchów w grzbiecie Gór Sowich a to dlatego, że wygląda lekko łysawo i pomyślałem, iż mogą być z niego jakieś widoki i może kiedyś warto byłoby się tam wybrać. Grzebiąc w mapie ustaliłem, że to sąsiad Popielaka - Rożen.

    Dalszemu zejściu stokiem, nad przysiółkiem Drzazgi, po integracji ze szlakiem zielonym, także towarzyszą miłe krajobrazy a wdzięcznym obiektem fotograficznym jest wiadukt kolejowy w Ludwikowicach.

    Żeby dotrzeć do ławki nr 4 trzeba na chwilę oderwać się od szlaku, choć nie tak znowu daleko. Ta ławka leży na wysokości 555 m n.p.m.

    A co z ławeczki widać? Przede wszystkim Wzgórza Włodzickie a w nich Krępiec, Sokoli Garb, Czerwień.

    Do kolejnej ławki zapragnąłem dojść nietypowo, bo dłuższą, okrężną drogą, od góry, która początkowo wiodła przez osadę Miłków, należącą do Ludwikowic. Po drodze moją uwagę przyciągnęło  drzewo o "skorodowanym" pniu. Okazuje się, że są za to odpowiedzialne glony trentopolia.

    Kawałek dalej natrafiam na pomnik pamięci ofiar wybuchu w kopalni "Wacław" (Wenceslaus Grube) z 9 lipca 1930 roku, w którym zginęło 151 górników. 

    Chcąc dostać się na stok Włodyki, znalazłem w mapie dróżkę tam prowadzącą. Na miejscu okazało się, że znajduje się ona na terenie jakiejś składnicy drewna. Na szczęście była to niedziela a płot nie wszędzie stał pionowo, toteż błyskawicznie przemknąłem do lasu. A potem już pod górę i dołączyłem do jakiegoś szlaku młoteczkowego przy gustownej wiacie z widokiem.

     Południowy pejzaż z noworudzkimi pagórami; na przedzie Bogusza a za nią Wilkowiec, Góra Wszystkich Świętych, Góra św. Anny, Krępiec, Sokoli Garb.

    Tuż za tunelem pod torami trzeba się trochę wspiąć i już jestem przy ławce nr 5 na wysokości 510 m n.p.m., czyli najniżej położonej ze wszystkich.

    Dalekich horyzontów z tej ławki raczej nie należy się spodziewać, ot tradycyjnie Wzgórza Włodzickie oraz pierwsze zabudowania Ludwikowic od strony Nowej Rudy.

    Trzymając się szlaku młoteczkowego przemknąłem na druga stronę Doliny Włodzicy, we Wzgórza Włodzickie, gdzie mam jeszcze trzy miejsca do odwiedzenia.

    Im wyżej, tym robi się ładniej, przestronniej. Teraz mogę podziwiać stok Niedrzwicy, po którym wcześniej wędrowałem, w oddali Grabinę i w dole ten fotogeniczny wiadukt.

    Krwawnik, znany także jako Góra Tyńcowa, obok którego przechodziłem oraz widoczne miejsce obok tunelu, gdzie jeszcze przed chwilą przykładałem tyłek do ławki nr 5.

    Gdzieś tam na widnokręgu mniej znany zestaw Gór Sowich na południe od Przełęczy Woliborskiej; Szeroka, Garbiec, Golec, Malinowa, Gołębia, Gąsiorek, Joniec, Bujak.

    Grzebiąc obiektywem z góry po Ludwikowicach, wypatrzyłem kościół św. Michała Archanioła.

    Sowia Ławka nr 6, przy samej dróżce, według tutejszej informacji znajduje się 553 m n.p.m. Od południa osłania ja rząd zarośli, więc może dawać cień w u gorętszym czasie.

    Powyżej ławki widać nienazwany pagórek i Sławosza a między nimi minimalnie wystaje czubek Włodzickiej Góry.

    Rzut oka z ławki na łąki wokół Niedrzwicy, którymi okrążałem górę. Oczywiście wiadukt też się załapał, szkoda że pusty.

    Ponieważ stary, przydrożny krucyfiks przykuł moją uwagę, muszę o nim wspomnieć, bo nie jest tandetny.

    Przechodząc przez Jaworów, jeszcze na szlaku młoteczkowym, rzucam spojrzenie za siebie na Góry Sowie, akurat na wprost Przełęczy Jugowskiej. Piękny to widok.

    Zostawiam w końcu szlaczek i przekraczając niewielki, ale nazwany, potok Szczerbnica, zaczynam mozolne wdrapywanie się na grzbiet Wzgórz Włodzickich.

    Przyjemną ciszę, która jest nieodzownym elementem piękna górskich wędrówek, przeszył warkot motocykli pędzących nade mną grzbietem wzgórz. I choć odległość była spora, to hałas dobrze docierał do uszu. Tak trochę miejsko się zrobiło.

    Po chwili i ja już tam jestem i teraz czeka mnie cudny kawałem szlaku po Wzgórzach Włodzickich. Kierunek Włodzicka Góra, ale dookoła trzeba kręcić głową, tak jest pięknie. Na południu głęboko w tle przebija się Śnieżnik i inne góry masywu a bliżej Sokoli Garb, Góra św. Anny i Krępiec

    Góry Bystrzyckie z Jagodną i Orlickie za nimi.

    Góry Sowie od Przełęczy Jugowskiej po Gołębią (a to tylko wycinek krajobrazu).

    Na specjalne życzenie: wiadukcik po raz czwarty.

    Jeszcze Góry Kamienne do kolekcji z ich najwyższymi partiami: Włostową, Suchawą, Waligórą a Kostrzyny niestety nie widać.

    I Włodzicka Góra, do której tym razem nie dotrę.

    Nie dotrę, bo skręcam do ławki nr 7, schodząc ścieżką lekko w dół. Niecałe dwieście metrów od szlaków jest ostatnia Sowia Ławka.

    Z informacji zawartej przy ławce wynika, że to najwyżej położona ze wszystkich Sowich Ławek, bo jest na wysokości 702 m n.p.m. Po wycieczce porównałem te wszystkie wysokości podane przy ławkach z danymi w mapie Geoportalu i są znaczne rozbieżności, co jednak nie ma większego wpływu na jakość tej wędrówki. A siedząc na zmajstrowanym z konarów siedzisku, z twarzą zwróconą  ku Górom Sowim, odprężam organizm. Na pierwszym planie Niedrzwica i połonina, po której spacerowałem na początku tej eskapady a z tyłu znane, bo łapane już wielokrotnie wierchy.

    A to widok z ławeczki bardziej na wschód.

    Od ławki dróżka w dół prowadzi w jeszcze jedno miejsce związane z tym sowim questem: na tzw. Sowią Kopę.

    A tu już nie ma Sowiej Ławki, lecz Sowi Tron, na którym można się rozsiąść i poczuć jak sowi król patrzący na swoje sowie królestwo.

    Przed wycieczka nie byłem pewien, czy da się zejść z tronu nie wracając z powrotem na wzgórza, ale szczęśliwie jest w stoku trawers, którym spokojnie można schodzić. Podczas tej czynności zaintrygował mnie samotny, opuszczony budynek w dolinie. Niesamowite miejsce na zamieszkanie.

    Przy zejściu do Ludwikowic jeszcze spojrzenie na Borową.

    I wreszcie Ibiza, czyli Ludwikowice Kłodzkie. W sumie ta moja trasa miała coś około czternastu kilometrów i muszę przyznać, że warto było.